- Dobra, pogadamy jutro. Nie mam siły na kłótnię.- powiedziałam i jak na potwierdzenie moich słów ziewnęłam. Wzięłam kawałek mięsa i zaczęłam jeść, a kątem oka widziałam, że już odruchowo chciał zacząć kłótnię, ale się rozmyślił. Po zjedzeniu odrazu położyłam się spać.
Jak schudłam na diecie Low FODMAP – moja historia. Dieta Low FODMAP to nie dieta odchudzająca, lecz sposób na wyeliminowanie objawów zespołu jelita drażliwego. Można jeść zgodnie z jej zaleceniami i przytyć. Można też wykorzystać ten przełomowy okres i razem z zespołem jelita drażliwego pozbyć się kilku kilogramów.
Odcinek jpg.podcastu o tematyce diet, odżywiania i zabużeń odżywiania. Jeśli ta tematyka jest dla Ciebie niewygonda lub triggeruje w Tobie nieodpowiednie myśli - omiń go. Opowiadam o tym, jak po wielu latach wyżeczeń, trzymania "czystej michy" i ćwiczenia niemal codziennie nie mogłam osiągnąć wymarzonych efektów sylwetkowych. Przewrotnie - rozwiązaniem było zrobienie czegoś
"Jak Pani przestała jeść nabiał, mięso, chemię i zaczęła się zdrowo odżywiać? Wiem, że wiele rzeczy mi nie sprzyja – mleko, kawa, słodkie napoje, a nie potra
Witam jestem tu nowa zaczynam dietę dukana po raz 2 od 13,04,2015 za pierwszym razem w 3miesiące straciłam 23kg bez ćwiczeń i bez niczego. Ale tak się stało ,że zaczęłam jeść normalnie i przytyłam a teraz chcę wrócić bo to naprawdę fajna dieta i motywacja duża bo szybko się chudnie:)To będę pisać zaczynam z wagą 94.
Wstałam popatrzałam na zegarek była już 7:10. Lekcje zaczynały się o 8:00. Otworzyłam oczy i od razu pobiegłam do łazienki na piętrze, umyłam się i ubrałam. Zbiegłam na dół po schodach do mamy. Zrobiłam sobie kanapki do szkoły i śniadanie. Zaczęłam jeść i myśleć o Justinie.
14 dni temu zaczęłam jeść te śniadania i straciłem już kilka kg! https://www.krolowakuchni.pl/sniadania/
sfqRN1d.
W lutym napisałam Wam o tym, że postanowiłam sprawdzić, czy ocet jabłkowy pomaga w odchudzaniu. Dzisiaj chciałabym podsumować trwający 4 tygodnie eksperyment i odpowiedzieć na pytanie, czy ocet jabłkowy pomógł mi poprzednim wpisie dotyczącym octu jabłkowego pisałam o tym, że ma on wiele właściwości korzystnie wpływających na stan naszego zdrowia. Pomaga w obniżeniu poziomu cukru po posiłku, oczyszczaniu organizmu z toksyn, przyswajaniu wapnia i obniżaniu cholesterolu. Jest polecany w łagodzeniu infekcji gardła i uszu oraz dolegliwości ze strony układu pokarmowego, takich jak zgaga i nudności. Oczywiście jego stosowanie zawsze warto skonsultować z lekarzem i uważnie obserwować, czy jego picie nie powoduje dolegliwości żołądkowych, silnych bólów głowy, gorszego samopoczucia ocet jabłkowy pomaga schudnąć?Ja po ocet jabłkowy postanowiłam sięgnąć głównie z powodu jego odchudzających właściwości. Już kilka lat temu czytałam o tym, że picie octu jabłkowego z wodą przed posiłkami zmniejsza uczucie sytości, podkręca metabolizm i pobudza procesy trawienne. Jest to możliwe dzięki właściwościom kwasu octowego oraz dużej ilości pektyn, witaminy E i potasu, które są naturalnymi składnikami octu jabłkowego. Pomagają one w obniżaniu i regulowaniu poziom cukru we krwi, stymulują metabolizm i przemianę materii, zmniejszają łaknienie, regulują retencję wody w organizmie, stymulują soki trawienne i zapobiegają zaparciom. Wszystkie te procesy zachodzą łagodnie, dlatego picie octu uważa się za naturalne wsparcie procesu że przez długi czas podchodziłam do tych informacji dość sceptycznie, podobnie, jak do działania tabletek odchudzających i innych cudów mających sprawić, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki schudnę 10 kilogramów. Jednak im więcej o tym czytałam, tym bardziej chciałam spróbować, bo właściwie dlaczego nie? W końcu ocet jabłkowy jest produktem całkowicie naturalnym, bezpiecznym dla zdrowia. Postanowiłam spróbować, ale od razu założyłam, że nie będę robić tego na siłę. Domyślałam się, że smak może mnie zniechęcać, obawiałam też skutków ubocznych. Dlatego zaczynając picie wody z octem jabłkowym byłam przygotowana na to, że mogę ten eksperyment w każdej chwili kuracja wodą z octem jabłkowymDoskonale wiem, że przy moich problemach z utrzymaniem prawidłowej wagi i zrzucaniem zbędnych kilogramów, picie octu jabłkowego to za mało, żebym schudła. Dlatego już 10 dni wcześniej wprowadziłam sporo zmian w diecie (uregulowałam porę spożywania posiłków, zaczęłam pić więcej wody, odstawiłam jedzenie słodyczy, zaczęłam regularnie ćwiczyć, zmniejszyłam porcje jedzenia, przestałam podjadać między posiłkami) i dopiero wtedy, gdy to wszystko udało mi się opanować, zaczęłam pić wodę z zmiany, jakie zauważyłam to zdecydowanie większe pragnienie, łatwiejsze i regularniejsze wypróżnianie, więcej energii i naprawdę świetne samopoczucie. Chociaż chwilę po wypiciu octu nadal było mi słabo na samo wspomnienie tego smaku, dalej było już naprawdę dobrze. Razem ze mną wodę z octem jabłkowym pił też mój mąż, co było dobrą motywacją, żeby nie przestawiać. Tym bardziej, że po pierwszym tygodniu picia octu Rafał schudł 1 kilogram, po kolejnych dwóch ważył już 2 kilogramy mniej. A ja?Ile schudłam pijąc ocet jabłkowy i jak się czułam?I tu kończy się optymistyczna część tego wpisu 😉 Tak, jak napisałam – poza piciem octu wprowadziłam też dużo zmian w sposobie odżywiania i zaczęłam regularnie ćwiczyć. Rafał natomiast jadł tak, jak wcześniej i nie ćwiczył. On schudł 2 kilogramy w 4 tygodnie, a ja niecałe 1,5 kg. I niestety mam powody przypuszczać, że to raczej wysiłek na siłowni i dieta przyniosły te efekty, a nie picie octu. Tym bardziej, że w czwartym tygodniu picia octu jabłkowego zaczęłam fatalnie się czuć. Miałam zawroty głowy, mdłości, uciążliwe odbijanie się po posiłku. Byłam osłabiona, czułam się jakby zeszło ze mnie powietrze. Po kawie moje samopoczucie jeszcze bardziej się pogarszało i czułam się dokładnie tak, jak w pierwszym trymestrze drugiej ciąży. Ciążę jednak wykluczałam i dlatego szukałam przyczyny tak złego samopoczucia gdzie indziej. I wyszło na to, że niestety winowajcą jest ocet. Zrezygnowałam z jego picia i z dnia na dzień zaczęłam czuć się coraz lepiej, a już po 3 dniach mogłam wypić kawę bez obaw, że znowu mnie octu jabłkowego nie wyszło mi więc na zdrowie i niestety nie pomogło też schudnąć. Być może jestem jakimś opornym typem (a patrząc na dalszy etap mojego odchudzania można dojść do wniosku, że rzeczywiście jest coś na rzeczy, ale o tym innym razem), bo nie tylko Rafałowi, ale i wielu moim czytelniczkom oraz znajomym ocet pomógł zrzucić kilka kilogramów, ale jednak nie mogę na swoim przykładzie potwierdzić, że jest to on skutecznym wsparciem w odchudzaniu. Dlatego pozostaje mi cieszyć się jedynie z jego kosmetycznych właściwości, o których pisałam czy Wy albo ktoś z Waszego otoczenia schudł pijąc ocet jabłkowy? A może piliście wodę z octem w innym celu?
zapytał(a) o 20:04 Czy po tym jak schudłam i zmniejszyły mi się piersi, kiedy zaczęłam więcej jeść jest szansa że mi urosną? Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 20:05 Kikaa.♥ odpowiedział(a) o 20:05 tak,ale przytyjesz, ew. możesz push up ;d tak ale z tym urośnie ci dupa (dla jasności) ; ) pomożesz ? [LINK] Claudete odpowiedział(a) o 20:05 Tak, przecież piersi to głównie tkanka tłuszczowa. Ja tak miałam i mi nie urosły. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Ostatnio opisywałam metamorfozę Alex, dziś natomiast chciałabym Wam przedstawić Elę – kursantkę drugiej edycji mojego kursu Korepetycje z odchudzania. Jej przykład jest szczególnie ciekawy – to kobieta, która uwielbia gotować i smacznie jeść (efekty jej kulinarnej pasji możecie śledzić na Insta: @farbenka_w_kuchni). Zamiłowanie do dobrego jedzenia nie przeszkodziło jej w realizacji sylwetkowego celu – utrzymuje stałą masę ciała już dwa lata po zakończeniu Korepetycji z OdchudzaniaPierwszy sukces w odchudzaniu i pierwszy efekt jojoEkstra kilogramy towarzyszyły mi przez całe życie – z wyjątkiem krótkiego epizodu, gdy schudłam do 69 kilogramów dzięki bardzo restrykcyjnej diecie. Pierwsze 10 kg odrobiłam w kilka miesięcy, a kolejne 20 pojawiło się w ciągu kilku lat. I tak w 2016 zaczęłam dobijać do setki. Ważyłam 98 kilogramów i niczym Chylińska powiedziałam sobie dość! Dalej tak być nie może! Zamiast restrykcyjnej diety chciałam postawić na zdrowsze jedzenie, zero słodyczy i zwiększenie aktywności fizycznej. Wprowadzenie prostych zmian pozwoliło mi na zrzucenie pierwszych 10 kg w rok. Jednocześnie wertowałam Internet i wyszukiwałam „nowinek” na temat zdrowego odżywiania, przez co wpadłam w szpony internetowych pseudodietetyków, którzy zapewniali, że pijąc kawę z olejem kokosowym będę szybciej chudnąć bo kalorie nie mają znaczenia. Waga przestała spadać i zapaliła się mi lampka, że jednak coś jest nie tak. Czego oczekiwałam od kursu Korepetycje z odchudzania?Monikę znalazłam na Instagramie na początku 2017 r. Pierwsza edycja Korepetycji z odchudzania wystartowała jakoś w lutym, a ja się nie zapisałam, bo akurat miała do nas przyjechać na ferie rodzina (o jaka ja głupia byłam! – lekcje można zacząć z opóźnieniem, przerabiać w swoim tempie i nic się nie traci!!!). Na szczęście kolejna edycja wystartowała na koniec maja i wiedziałam już, że to jest to! Powiedziałam sobie – zrób to raz, a porządnie! Koniec z internetowymi bredniami – niech ktoś, kto naprawdę się na tym zna powie mi:jak to powinno wyglądać, na co zwracać uwagę, jak ćwiczyć,co jeść a czego broń Boże! (jak się później okazało, zakazy się nie pojawiły) Wybrałam opcję z grupą wsparcia na FB – polecam gorąco! Dzięki grupie czułam, że nie jestem sama z moim problemem. Razem przerabialiśmy lekcje, dzieliliśmy się swoimi wzlotami i upadkami, wspieraliśmy się. Nad nami wszystkimi czuwała Monika i zawsze odpisywała każdej z nas gdy miałyśmy jakiekolwiek pytania czy wątpliwości. W grupie jestem po dziś dzień! Jak dotąd jest to jedyna grupa na fb, gdzie mogę napisać zupełnie o wszystkim i jestem pewna, że nikt mnie nie oceni z góry, nie wyśmieje – panuje tam naprawdę rodzinna atmosfera!Na początku byłam zdezorientowana Po pierwszych lekcjach kursu byłam trochę zdezorientowana – korepetycje z odchudzania zaczynają sie bardzo nietypowo! Na dzień dobry nie obliczasz swojego PPM, CPM itd. Zamiast tego Monika zwraca uwagę na podstawy (o których często zapominamy, a okazują się mega ważne na dłuższą metę) takie jak samoakceptacja, określenie realnych (!) celów, czy tez szacunek do swojego ciała. Pierwsze lekcje naprawdę dają do myślenia i sądzę, że są najważniejsze… cała reszta jest tylko dopełnieniem 🙂 I to jest właśnie „to coś”, co sprawia, że Korepetycje z odchudzania nie jest zwykłym kursem, na którym wykładają Ci suche fakty o tym co zdrowe, a co nie. Dzięki Korepetycjom z odchudzania rozpoczęłam prawdziwą prace nad sobą, nad własnymi nawykami i teraz – 3 lata później, nadal wyglądam tak jak po roku od zakończenia odchudzania 🙂 Czy uczestnictwo w kursie wymaga przejścia na dietę?Do kursu dołączony jest jadłospis w różnych wersjach kalorycznych (to inne przepisy niż w dietach z marketów)… no i super… tyle, że ja kocham jeść i nienawidzę, gdy ktoś mi mówi na co mam mieć ochotę 🙂 I tu się mile zaskoczyłam – bo żeby schudnąć z Moniką, wcale nie trzeba jeść z kartki! Kurs uczy również jak samemu dobrać sobie jadłospis albo chudnąć z liczeniem kalorii w aplikacji, a diety dołączone do kursu to tylko bonus. Ba! Są lekcje kursu, które uczą co robić w sytuacjach awaryjnych jak impreza czy wizyta u babci, która zawsze podstawia pyszny placek pod nos. Wspaniała Marta z dorzuca swoje 3 grosze i opowiada o treningach – i tu tez pozytywne zaskoczenie! Nikt mnie nie zmuszał do youtubowych dywanówek których nienawidzę, starając się wmówić że to jedyna droga do osiągnięcia idealnej sylwetki!Ile schudłam i co z efektem jojo?Mam 173 wzrostu, 35 lat. Kurs zaczęłam przy wadze 88 kg. W przeciągu roku schudłam do 72 kg. Obecnie moja waga to ok 75 kg – około bo już nie wchodzę obsesyjnie na wagę. Podobam się sobie na tyle, że pilnuję jedynie aby mieścić się w ulubione spodnie – koniec końców waga to tylko cyferki. Moniko, moja droga, słyszałaś już to ode mnie nie raz ale nadal to będę powtarzać – jesteś wielka! Ten kurs to kawał dobrej roboty, a dzięki Tobie nareszcie się polubiłam :*Minęły już 3 lata od kiedy wykupiłam kurs i zdecydowanie potwierdzam, że wart jest każdej złotówki! Metody, których nauczyłam się z Korepetycji z Odchudzania są towarzyszą mi na co dzień a to dlatego, że są normalne, życiowe, bez żadnych udziwnień! Bez zmuszania do picia dziwnych mikstur czy stosowania bezsensownych rytuałów. Ten kurs jest absolutnie dla każdego w dodatku jest to inwestycja, która procentuje latami!
Moja historia z nadprogramowymi kilogramami jest równie zawiła jak umowy z operatorem komórkowym. Bywało różnie, ale po latach jestem na dobrej drodze. Jak schudłam bez znaczącej zmiany masy ciała, bez głodzenia i bez masy wyrzeczeń? Jak stałam się małym słonikiem Może zacznę od tego, że odkąd pamiętam, zawsze uważałam się za osobę grubą. Patrząc na stare zdjęcia zastanawiam się, gdzie miałam oczy i czemu wstydziłam się założyć obcisłą koszulkę. Okej, nigdy nie należałam do osób szczupłych i nawet teraz za taką się nie uważam, ale na pewno nie byłam gruba. Presja społeczeństwa, epatujące chudością modelki i wrodzony perfekcjonizm sprawiły, że w mojej wyobraźni wyglądałam jak kulka z chudymi kończynami. Zawsze zakrywałam nieistniejące boczki, a kształtujące się kobiece kształty były powodem kompleksów. Za duży brzuch. Za chude nogi. Zawsze za mało, albo za dużo, bo po co cieszyć się życiem tu i teraz? Pech chciał, że przez sterydoterapię i historie zdrowotne zaczęłam przypominać właśnie taką kulkę. Nie będę dłużej zatrzymywać się na tym przykrym etapie swojego życia, chętnych odsyłam do tego wpisu. Po odstawieniu leków sterydowych przestałam mieć apetyt. To był jedyny etap w moim życiu. w którym nie mogłam patrzeć na jedzenie. Potrafiłam w ciągu dnia skubnąć kilka słonych paluszków i to wszystko. Nie było mowy o gotowaniu, po prostu odrzucało mnie od jedzenia. Schudłam do masy około 55 kilogramów. Zero mięśni, trochę tłuszczu i pyzata buzia po sterydach nie dodawały mi uroku. Pewnego dnia wybrałam się z przyjaciółką nad jezioro, gdzie będąc na świeżym powietrzu i obcując z przyrodą, coś się zmieniło i byłam w stanie normalnie zjeść posiłek. Od tamtego momentu jadłam jak jeść powinnam, a nawet ociupinkę więcej. Przecież każdy wmawiał mi, że muszę przytyć, że potrzebuję energii i witamin. Jeść, jeść, jeść, jak zepsute Tamagotchi. Nie mając wiedzy ani kontroli, powoli tyłam i tyłam, aż zamieniłam się w to. Okej, może zdjęcie jest zrobione ze złej perspektywy i może ktoś właśnie zabrał mi obiad. Ale faktem jest, że byłam już dobrze upasioną kluską. Mały słonik był już studentem dietetyki, chyba na drugim roku. Odzyskałam zdrowie i przechodziłam co tydzień na diety. Teraz mi się uda – myślałam sobie. Ale teraz serio mi się uda, przecież jestem silniejsza od Milki Oreo – myślałam tydzień później. Potrafiłam trzymać się do piątku diety bazującej na 1400 lub 1500 kcal, po czym w weekend kompensowałam wszystko większymi porcjami i słodyczami. Serio, moja dieta była super w tygodniu: warzywka, ciemne pieczywo, zero cukru, nie było mowy o jakimś grzesznym posiłku. Żywieniowy asceta. Gardziłam osobami, które jedzą czekoladkę z uśmiechem i ich talia ma się świetnie. No, przynajmniej gardziłam przez dwie sekundy. Sami wiecie jak to funkcjonuje. Been there, done that. Co śmieszne, chodziłam na siłownię. Bardzo pocieszne to było, kiedy mały słonik raz na jakiś czas, żeby zminimalizować swoje wyrzuty sumienia, szedł z miną mordercy na bieżnię albo na spinning. Nie lubię biegać, wtedy jednak miałam podejście, że dieta i sport muszą boleć, żeby działały. Czasami zrobiłam kilka wymachów na maszynie, no i panicznie bałam się ciężarów, żeby nie wyglądać jak chłopak. No tak, lepiej wyglądać jak kwadrat. Udało mi się zrzucić kilka kilogramów dopiero po czasie. Nie było żadnego przełomowego momentu, po prostu idąc na studia niestacjonarne zaczęłam jeść mniej. Przez pracę, studia i gabinet nie miałam czasu na obżarstwo. Jestem osobą, która potrafi jeść z nudów, a ponieważ od wielu lat już się nie nudzę, nie ma w moim życiu miejsca na ciągłe podjadanie. Sylwetka po chorobie nie wyglądała tak jak chciałam, ale nie straszyłam już odbicia w lustrze tłuszczykiem. Czytałam coraz więcej na temat treningu, chodziłam na szkolenia i zrobiłam kurs trenera personalnego. Zaczęłam ćwiczyć z ciężarami, robić przysiady sumo i bawić się treningiem. Dieta była lepiej zorganizowana, starałam się jeść regularnie i trzymałam ryzy weekendami. Nadal jednak odmawiałam sobie często przyjemności i kompensowałam to różnymi napadami na “grzeszne” posiłki, w szczególności w trudne dni, smutne dni, albo życieniemasensu dni. Kiedyś umrę więc dzisiaj się najem czasami stawało się moją wstydliwą frazą i usprawiedliwieniem kompulsywnego czyszczenia lodówki. Jak udało mi się przerwać błędne koło? Przełom nastąpił w grudniu 2016 roku, czyli prawie dwa lata temu. Wtedy już regularnie trenowałam na siłowni, ale nie było instagramowych efektów- bicusia ani pupy jak Kim Kardashian, a oponka na brzuszku miała się całkiem dobrze. Spontanicznie podeszłam do trenera personalnego i umówiłam się na trening. Jarek od razu przekonał mnie do siebie, bo był wyluzowany i miał dużą wiedzę. Lubił urozmaicać trening i zależało mu w pierwszej kolejności na zdrowiu i poprawnej technice. Z Jarkiem zaczęłam ćwiczyć naprawdę regularnie. Miałam też gotowy plan i zabrałam się za cięższe rzeczy. Wprowadził trening interwałowy z ciężarami, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Zaczęłam używać aplikacji Fitatu do monitorowania spożytych kilokalorii. Nie zrozumcie mnie źle, na treningach wcale nie było kolorowo. To były najcięższe treningi, ale to właśnie one ruszyły mi metabolizm i zaszczepiły chęć wprowadzenia ciężarów na stałe. Stopniowo zaczęłam dostrzegać pierwsze efekty. Rodzina też zwróciła uwagę na to, że jest mnie jakoś mniej, a Jarek zauważył, że na treningu spadają mi spodnie. Nic nie rozumiałam, bo waga nadal pokazywała mi, że masa ciała się nie zmienia. Jako dietetyk wiedziałam tylko, że właśnie trwa rekompozycja mojej sylwetki – budowałam masę mięśniową i spalałam tkankę tłuszczową. To była i jest największa sportowa przygoda. Treningiem siłowym modeluję zniekształconą wcześniej sylwetkę. Masa ciała od miesięcy stoi, a efekty przychodzą bardzo powoli. To uczy dyscypliny, cierpliwości i silnej woli. Jednak porównując zdjęcia potrafię dostrzec różnicę. Teraz trenuję średnio trzy razy w tygodniu, a moja masa ciała jest tylko 4 kilogramy mniejsza od zdjęcia ze słonikiem. Nie jest łatwo przyznać się do błędów i pokazać Wam jak wyglądałam, ale wiem, że jest tutaj dużo osób walczących o zdrowe, jędrne ciało i chciałam na swoim przykładzie udowodnić, że nawet mając tak wiele chorób, jest to wykonalne. Rozumiem jak nadwaga i otyłość prowadzą do wyniszczającego psychicznie mechanizmu błędnego koła. Jak każdy żywieniowy “grzech” może potęgować niechęć do siebie i odraczać konfrontację ze źródłem problemu. Chcę pokazać, że droga do lepszej sylwetki to głównie nauka cierpliwości i polubienie procesu zmiany, a tak zwana figura to coś więcej niż masa ciała, która nie odzwierciedla proporcji tłuszczu do mięsni. Nie bądź mną z przeszłości i nie limituj sobie jedzenia do głodowych porcji. Stare dobre żreć mniej sprawdza się tutaj doskonale. Znajdź sport, który jesteś w stanie polubić, bo bez tego gwarantuję, że nie dasz rady. Musisz znaleźć przyjemność w diecie i treningach. Jeżeli tego nie polubisz, nie masz szansy na sukces. Moja sylwetka nigdy nie wyglądała tak dobrze i jestem dumna z tego, że mimo utraty wzrostu (!) i skumulowania nadmiaru skóry w talii, mogę ubrać obcisłe ciuszki albo pokazać pępek i nie wygląda to komicznie. Gdyby ktoś po chorobie powiedział mi, że będę w stanie wymodelować okropnie płaski tyłek i piłkę na brzuchu, wyśmiałabym go i poprosiła o kasę na operację. Moja dieta Jem średnio 1800 kcal, w piątki 2200 kcal, a na wyjazdach w ogóle ich nie liczę. Bilansuję sobie w jadłospisie czekoladę, wino i pizzę. Nie, mój jadłospis nie składa się z tych produktów, one są jedynie dodatkiem, które pozwalają mi utrzymać się na diecie już bardzo długo. Mogę wreszcie powiedzieć, że w sumie nie jestem na diecie, tylko wybrałam elastyczny styl żywienia. Jeżeli chodzi o rozkład makroskładników, to średnio jest to 100g białka, 60g tłuszczu i 210g węglowodanów, ale nie przejmuję się, gdy realnie wychodzi czegoś za dużo lub za mało. Organizm to nie kalkulator i nie stwierdzi nagle przykro mi, zjadłaś 65 gramów tłuszczu, koniec z nami. No nie. Przyznam się też, że nie umiem patrzeć na jedzenie zadaniowo to znaczy patrzeć na nie jedynie jako cel do osiągnięcia wymarzonej sylwetki. Jedzenie to dla mnie źródło przyjemności, a dieta jest elementem kontroli moich zachcianek i pośrednio wspiera moje cele sylwetkowe. Kojarzycie moment, w którym z kimś osiągacie kompromis, ale ani on ani Ty nie jesteście za bardzo usatysfakcjonowani? Ja nie chciałam takiego kompromisu, ale pełną satysfakcję z mojej diety. I wiem, że nigdy nie wystartuję w bikini fitness, ale w zawodach na najszczęśliwszą osobę na diecie mogę wygrać. Nie zrozumcie mnie opacznie, nikogo nie namawiam do jedzenia Milki na śniadanie, burgera na obiad i pączka na kolację. Nawet z takimi produktami możesz osiągnąć deficyt energetyczny, ale do drzwi może zapukać Pani Cukrzyca albo Mister Miażdżyca. Tu chodzi o zdrowe podejście do jedzenia i wypracowanie realnych nawyków. Zamiast przystępować do dwóch tygodni radykalnej diety i podejścia pt. od poniedziałku wygram z sobą, warto rozważyć długotrwałą strategię. Nie podchodzić do diety na zasadzie albo wszystko albo nic. Nie traktować diety jak walki, a siebie jako wroga. Bo, w gruncie rzeczy, jesteś fajny gość i też zasługujesz czasami na to ciasto jedzone bez żadnych wyrzutów sumienia. Przez lata podchodziłam do odżywiania i diety tak jak większość: źle. Podchodziłam zero – jedynkowo i kiedy ktoś dobrze poradził mi, żebym nie odmawiała sobie wszystkiego, patrzyłam na niego jak na obcego. Przecież muszę cierpieć, zapuściłam się. Trening stricte siłowy, zwiększenie aktywności fizycznej poza siłownią oraz niski deficyt energetyczny sprawiły, że mogę pochwalić się normalną sylwetką. Jasne, mogłabym przejść na większy deficyt i odsłonić trochę mięśni, ale nie chce mi się. Serio i szczerze. Wiem, że tłuszcz będzie schodzić bardzo powoli, tak jak do tej pory, a mi się nigdzie nie spieszy. Wolę szczęśliwą i nieidealną siebie, z BMI i tkanką tłuszczową w normie, jednak daleką od standardów Instagrama. Zastanów się, czego Ty oczekujesz. Jeżeli sylwetki do bikini fitness to musisz nastawić się na ogrom pracy i wyrzeczeń dietetycznych, ale jesteś w stanie tego dokonać. Jeżeli jesteś osobą pracującą, masz dom/ dzieci i inne sprawy na głowie, podejdź do tego tematu na luzie. Na pewno jesteś w stanie po prostu ograniczyć jedzenie i zacząć się ruszać. Dlaczego namawiam do treningu siłowego? Trening siłowy jest prawie dla każdego. Jeżeli masz jednak jakieś problemy zdrowotne, dobrze jednak trafić na bardzo kompetentą osobę, która nauczy prawidłowej techniki ćwiczeń i dobierze taki zestaw, który nie obciąży problematycznych dla Ciebie rejonów. Badania pokazują, że trening siłowy jest związany ze zmniejszeniem tkanki tłuszczowej, czemu towarzyszy wzrost tzw. beztłuszczowej masy ciała, z minimalnym wpływem na całkowitą masę ciała. Ćwicząc siłowo wyrzuć wagę, a koncentruj się na obwodach talii i swoim wyglądzie w lustrze (polecam robić zdjęcia raz na dwa tygodnie). Różnica między tymi zdjęciami na początku to zaledwie 4 kilogramy – wszystkiemu jest “winny” trening siłowy. Ćwicząc z ciężarami zmniejszasz ryzyko osteoporozy. Pamiętajcie, że ja miałam osteoporozę posteroidową i kości kruche jak u starowinki. Lekarz na początku powiedział mi, że konwencjonalnymi wlewami bisfosfonianów (leków zwiększających gęstość kości) jesteśmy w stanie podziałać tylko do pewnego momentu i że to będzie sukces, kiedy z tak niskiej gęstości kości uda się wejść na poziom osteopenii. Dzisiaj moja gęstość kości jest w normie! Jasne, dużo zawdzięczam leczeniu, ale badania pokazują, że trening oporowy to doskonała profilaktyka osteoporozy. Jeżeli już na nią cierpisz, to nie zabieraj się za sztangi bez doświadczonego trenera i fizjoterapeuty, bo możesz złamać sobie biodro albo kręgi i to nie są przelewki. Ja zaczynałam od maszyn i bardzo małego obciążenia. Progresuję bardzo powoli. Trening siłowy pośrednio wpływa na zwiększenie zapotrzebowania energetycznego, czyli możesz więcej zjeść albo po prostu szybciej osiągnąć wymarzoną sylwetkę. Zmniejsza ryzyko cukrzycy typu II, dyslipidemii i zespołu metabolicznego. Wpływa na prawidłowy metabolizm glukozy i zmniejszenie tkanki tłuszczowej, szczególnie tej niebezpiecznej dla zdrowia (wisceralnej). Ćwicząc siłowo ujędrniasz swoją sylwetkę i modelujesz wybrane partie. Możesz zwiększyć masę mięśniową pośladków, unieść je i zmniejszyć cellulit. Wysmuklisz ramiona, poszerzysz barki i plecy, przez co Twoja talia optycznie będzie wydawać się węższa. Uczysz się cierpliwości i nabywasz samodyscypliny. Szanujesz swoje ciało i zwiększasz siłę. Dziękuję za przeczytanie mojej historii. Mam nadzieję, że pokazałam, że masa ciała to nie wszystko i proporcje tkanki tłuszczowej do mięśniowej odgrywają dużą rolę w estetyce sylwetki. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie komentarz. Może zainteresują Cię również...
zaczęłam jeść i schudłam